- Nic mi nie jest. Nie patrz tak na mnie.
- Prosiłam Cie, żebyś nie przejmował się tym co mówi moja matka.
- Ciekawe czy ty nie przejmowałabyś się gdyby moja matka miała o Tobie takie zdanie. Ale chwila... przecież ja jestem z bidula. Nie mam matki.
- Luke to nie czyni Cie gorszym człowiekiem. To nie jest Twoja wina. Rozumiesz ? Kocham Cię i nie interesuje mnie to czy wychowałeś się w domu dziecka czy w zajebistej rodzinie. A to, że moi rodzice mają o sobie za wysokie mniemanie to już nie jest ani Twoja, ani moja wina. Nie bądź zły na mnie za to, co robią oni.
- Ona ma rację. - Leah weszła do kuchni.
- Nie wtrącaj się smrodku.
- Luke przestań obwiniać ją za wszystko co się dzieje w naszym życiu.
- Muszę się przewietrzyć.
- Kochanie proszę zostań na śniadanie chociaż.
- Nie jestem głodny. - założył buty, kurtkę i wyszedł. Świetnie. Ja rozumiem, że jemu jest trudno, ale takie zachowanie nie pomaga ani mnie ani sobie. Tym bardziej nie polepsza to relacji w naszym związku. Staram się mu pomagać jak mogę. On nie wie, że za jego stażem również stoję ja. Poręczyłam za niego u mojego wujka, ale nie chcę żeby Luke o tym wiedział. W parszywym nastroju usiadłam z Lee do śniadania.
*** Oczami Luke'a ***
Bez celu włóczyłem się po mieście. Kurwa, nie radzę sobie. Chociażbym wybudował jej pałac i obsypał złotem to jej rodzice zawsze będą mieli do mnie jakieś ale. Wkurwiony usiadłem na ławce niedaleko bloku i zapaliłem papierosa. Nie palę, chyba, że w sytuacjach kryzysowych takich jak ta.
- Luke, ty i papieros. - Michael usiadł obok mnie. W odpowiedzi dostał pogardliwe spojrzenie. - Stary o co w zasadzie chodzi ? Przecież zarabiasz. Nie jesteś na jej utrzymaniu. Nawet z nią nie sypiasz. Nie rozmawiasz z nimi. Wytłumaczysz mi to jakoś ?
- Nie pasuje im to, że Nan musi pracować, a no i nie zapominajmy o fakcie, że jestem z domu dziecka.
- Mogę Ci pomóc Luke, ale to musi zostać pomiędzy nami. Będziesz musiał kłamać, kręcić i nie wiem co jeszcze. W nagrodę będziesz pływał w pieniądzach. - od dłuższego czasu zastanawiało mnie jakim cudem Mikey nagle stał się taki bogaty. Skinąłem głową dając mu sygnał, żeby mówił dalej. - Nie może wiedzieć Nan, chłopaki, Leah. Nikt. Tylko ty i ja.
- Powiesz w końcu o co chodzi ?
- Słyszałeś o facecie, który nazywa się Thomas Dunn ? - przecząco pokręciłam głową - Więc trochę nam ty zejdzie. Może pójdziemy do baru na rogu ? Trochę jest zimno. - wstałem i właśnie tam się skierowałem. Zamówiliśmy sobie grzańce. O tej porze było tu prawie pusto. - Teraz słuchaj mnie uważnie. On szuka ludzi. Nazwijmy to nawet chłopców na posyłki. Jest cenionym człowiekiem w tym... mówią na to " czarny świat ". Oferuje dużą kasę za to, że pójdziesz pozałatwiać jego sprawy. Jak chcesz to mogę z nim o tobie porozmawiać. Najlepsze jest to, że do niczego Cię nie zmusza. Daje Ci zlecenie, a ty mówisz czy się zgadzasz czy nie. Co ty na to ?
- Co ja powiem Nanette Michael ? Że gdzie wychodzę ?
- Słuchaj możesz zdecydować się na akcję raz albo dwa razy w tygodniu. Możesz z tym skończyć kiedy chcesz. Tylko musisz być uczciwy w stosunku do szefa.
- Dasz mi trochę czasu, żeby to przemyśleć ? - dokończyłem napój.
- Dzisiaj do 19. - kiwnąłem głową i pożegnałem się z przyjacielem. Powoli wróciłem do domu. Nie mam ochoty na te wszystkie pytania od Nan. " Gdzie byłeś ? Dlaczego wyszedłeś ? Z kim byłeś ?". Wiem, że się martwi. Ja o nią też, ale ona musi zrozumieć, że czasami potrzebuję samotności i spokoju. Wziąłem pocztę ze skrzynki i skierowałem się do mieszkania. Kuchnia, salon, nasza sypialnia. To był szczyt moich marzeń, a teraz się spełniły. Dzięki Nan.
- Luke, gdzie ty byłeś ?! Upiłeś się ? - podeszła do mnie i położyła dłonie na moich policzkach.
- Nie. Byłam z Michaelem. Wypiłem grzańca. - pocałowałem ją w czoło.
- Chodź, musisz zjeść. - pociągnęła mnie do kuchni. Jak zwykle. Luke jest chudy, Luke musi żreć jak świnia.
- Nan, ale serio. Mam kaca i nie bardzo ochotę na jedzenie. - wywróciła oczami i posadziła mnie przy stole. Potem dostałem porcję jedzenia, która wystarczyłaby dla brytyjskiej armii. Pogrzebałem trochę widelcem w talerzu. Propozycja Michael'a nie dawała mi spokoju. Wtedy mógłbym jej wszystko kupić. Sukienki, buty, biżuterię. Wybudowałbym jej duży, piękny dom. Tylko, że ja nie chcę jej okłamywać. Nasz związek zawsze budowaliśmy na szczerości i zaufaniu. Mam teraz to wszystko zaprzepaścić ? Po prostu chciałbym, żeby jej rodzice mnie zaakceptowali, żebym nie musiał patrzeć na to jak przeze mnie rozpadają się ich relacje. Pocałowałem wierzch dłoni mojej dziewczyny.
- Nie znikaj mi tak... błagam Cię. Zjedz chociaż trochę. - pokiwałem głową i zjadłem trochę kurczaka.
- Nan ?
- Słucham Cię kochanie ? - głaskała moją dłoń.
- Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że Cię kocham i zrobię dla Ciebie wszystko.
- Też Cię kocham. - pocałowała mnie w policzek, a chwilę później poczułem ręce na ramionach. Leah szuka przyjaciół. Spojrzałem na nią pytająco. Wzruszyła ramionami i pocałowała mnie w tył głowy. Fu.
- Kochanie, jadę z Lee na zakupy. Tylko bądź grzeczny. - uśmiechnęła się i poszła do sypialni. Moja siostra usiadła obok mnie.
- Wszystko okej ? - spytała przyglądając mi się.
- Nie. Nie jest okej. Jest tragicznie. Myślę o samobójstwie. - powiedziałem sarkastycznie za co dostałem przez łeb.
- Wybacz, że się martwię. - pokręciłem tylko głową unikając jakiejkolwiek dyskusji. Serio, nie mam na to ochoty. Napisałem do Michaela.
Kiedy dziewczyny wyszły poszedłem pod prysznic. W sumie się nie stresuję. Chyba powinienem. Umyłem się ogoliłem i ubrałem. Wypiłem jeszcze kawę. Tego potrzebowałem, żeby się obudzić. W telewizji właśnie leciały wiadomości. Wypadek, korek, polityka. Wszystko po staremu. Jestem ciekawy na czym będzie polegało dzisiejsze " zadanie ". Z braku zajęcia postanowiłem rozpakować dwa ostatnie kartony, które stały w salonie. Moje książki i notatki. Na myśl, że po świętach będę musiał wrócić na uczelnię i każdego dnia widywać ojca Nan po prostu mnie mdli. Niestety jest moim wykładowcą. Co prawda nie utrudnia mi zaliczeń, ale tak czy siak każdego dnia próbuje mnie upokorzyć. Nanette o tym nie wie i lepiej będzie jak tak zostanie. To by ją zabolało, a już wystarczająco się wycierpiała.
- Luke jesteś ?! - usłyszałem Nan. Co tak szybko ? Poszedłem do przedpokoju i z uśmiechem wytrzepałem jej kaptur ze śniegu.
- Wychodzę z Michaelem. Chciał pogadać.
- Dobrze, przecież nie musisz mi się tłumaczyć. Będziesz na kolacji ? - wzruszyłem ramionami. Nie mam pojęcia. Wziąłem od ukochanej zakupy i zaniosłem do kuchni. Pomogłem je rozpakować i wtedy zadzwonił mój telefon. Michael czekał pod blokiem. Ubrałem kurtkę i buty, pożegnałem się z dziewczynami i wyszedłem. Okej. Zaczynam czuć lekką adrenalinę.